Czego jeszcze nie wiesz o Cyberpunk 2077

Teraz gdy Cyberpunk 2077 zawitał pod strzechy, jedni polecają go pod niebiosa, a pozostali pomstują, na czym świat jest. A ja? Mnie CD Projekt RED wyprowadził z pewności tak bardzo, że decyduję się na recenzję bez taryfy ulgowej. Na chwilę zapominam o aktualnym, iż to polski zespół, któremu kibicuję z patriotycznego obowiązku, zapominam, że istniał Wiedźmin 3, zapominam o wszelkiej sympatii, którą mam oraz do producenta, a do bieżącego celu jako takiego…

 

 

I czym mnie tak zdenerwowali REDzi? Tym, że po macoszemu potraktowali konsolowców, tym, że kazali mi czekać z prowadzeniem Cyberpunk 2077 do niedawnej chwili (która dziwnie zbiegła się z publikacją pierwszej łatki), tym, że po przekładanej wielokrotnie premierze wypuścili półprodukt? Warunków istniałoby sporo, jednak ten ostatni zirytował mnie najbardziej.

 

 

Bo przecież wszyscy chyba pamiętamy ten pierwszy, powyżej wstawiony zwiastun Cyberpunk 2077, gdzie zamiast daty premiery pojawiał się napis „When it’s ready”. Dużo byłem zatem w bycie wybaczyć REDom, żeby zobaczyć dopracowany produkt. Tymczasem było się zupełnie inaczej. Bo jeśli to, co dotarło na sklepowe półki, jest „ready”, to ja mówię głosem Michała Żebrowskiego.

 

 

 

Night City w zakresie, w dziale dodatkowo w głąb

 

Cyberpunk 2077 to stopień, którego po tych ośmiu latach nie trzeba obecnie chyba nikomu przedstawiać. A przecież każdy zarys tła historycznego przydałby się, żeby lepiej poznać twórców. Bo czym istnieje ostatnie uniwersum, które dostarczają na ekrany naszych pieców oraz telewizorów?

 

 

Przede całym to cyfrowa adaptacja papierowego erpega o określi Cyberpunk, którego autorem był Mike Pondsmith (pracujący zresztą także przy Cyberpunk 2077). Gdyby zaś sięgnąć głębiej, doszukalibyśmy się inspiracji filmem Ridleya Scotta - Łowca Androidów, a i powiązań z takimi tuzami literackiego gatunku sci-fi jak Williams, Gibson czy Morgan.

 

 

Mówimy a o dystopijnym świecie przyszłości, w którym wszechpotężne korporacje zrzucają na siebie atomówki, ludzkość koncentruje się w olbrzymich metropoliach, a środkiem na wszelkie zło są cyber-wszczepy także inne modyfikacje ciała. W wyprawa do takiego właśnie fascynującego, jednak również znacznie mrocznego świata udałem się wraz z CD Projekt RED. No, i trzeba więc przeznaczyć twórcom Wieśka, że Night City, moloch na wybrzeżu Pacyfiku, jest miejscem, w jakim naprawdę można się zagubić.

To miejscowość urzeka wszystkim – od industrialnych doków, przez luksusowe biurowce, aż po zapuszczone speluny. Zewsząd błyska po oczach neonami, wabi gwarem zatłoczonych ulic, trąbi klaksonami aut oraz ryczy ich silnikami. To miejscowość, jak już raz mnie pochwyciło, to zbyt nic nie chciało puścić.

 

 

Także za to chodzą się REDom olbrzymie brawa . Stworzyli metropolię, jaka jest ciężka i zajmująca. Mapa naprawdę robi wrażenie swoim rozmiarem, a do Night City zbudowano jak należy nie chociaż w zakresie, jednak również w pionie. Co to świadczy? I to, że mnóstwo tu tuneli, estakad, wiaduktów, wind, wejść na dachy… Wszystko to działa nie lada labirynt – ciasny, duszny oraz dobrze zdający atmosferę gigantycznej aglomeracji.

 

 

To stanowisko po prostu ma siłę – oraz tymże razem traktuję nie w klasach przestrzennych, ale metaforycznie. Daje się, że każdy zaułek, każdy rynek a każdy stragan na tymże bazarze uważa za sobą dłuugą również oryginalną historię.

 

 

Niestety, Night City nie zawsze wygląda naprawdę właściwie, jak w tymże opisie. Osobiście ogrywałem Cyberpunk 2077 w możliwości konsolowej i niekiedy lokacje objawiałyby się naprawdę dobrze, lecz w zaskakująco wielu czasach drogi były pustawe, samochody przejeżdżały nimi z rzadka, a gwar rozmów cichł, jak gdyby zaś w tym możliwym świecie epidemia zmusiła każdych do przetrwania w blokach. I, co tu dużo mówić, toż bardzo psuło klimat.

 

 

Nie sposób nie wspomnieć i o graficznych deficytach wersji konsolowej. Deszcz, jaki mógł żyć niezmiernie nastrojowy, wyglądał na moim PlayStation 4 nijako, klockowate bryły zastępowały złożoną architekturę, a asfalt wyglądał jak ważna szara plama, po której śmigało moje auto.

Cały okres miałem wrażenie, że prowadzę lub chodzę po mocnym i arcyciekawym świecie, ale i dalej musiałem się domyślać, kiedy mógłby on wyglądać, gdyby został przygotowany jak powinien. Oczywiście, wrażenia moich redakcyjnych kolegów z grupy pecetowej są o niebo lepsze, ale… cóż, trudno, aby się bazowałem na cudzych odczuciach!

 

 

 

Brawa dla scenarzystów

 

Inna sprawa to scenariusz. On, oczywiście, nie podlega żadnym rygorom technicznym, bo niezależnie od sprzętu czy wydajności, przeważnie będzie taki sam. Również tu REDzi odwalili kawał dobrej roboty. Części są niesamowicie barwne także z wejścia budzą sympatię (bądź antypatię – razem z zamysłem pisarzy). Dialogi z zmiany to wartkie wymiany zdań, w których dowcipy przekładają się z ciętymi ripostami.

 

 

To samo tyczy ponadto nie tylko wątku głównego, ale same zadań pobocznych. Odnajdą się wprawdzie nudnawe zapchajdziury, jednak dużo spośród obecnych misji i jest, oraz zastanawia. Prawie w wszelkiej spośród nich jest wszelka tajemnica oraz zwrot akcji. A wszystko wtedy nie pozwala pominąć żadnego wykrzyknika, który na mapie oznacza pracę do przeprowadzenia.

Ba! Mało tego! Scenarzyści tak dobrze wywiązali się z zadania, iż był taki czas, że tak chciałem „spalić to miejscowość”, jak mówi najsłynniejszy slogan reklamowy. Obudzić we mnie takie emocje jednym fabularnym twistem? No, no, szacunek!

Ramię w ramię ze świetnym scenariopisarskim warsztatem idzie polska lokalizacja. Zaraz po pierwszych chwilach spędzonych w sztuce nie miałem sensu przełączać się na wersję angielską, choć taki był mój pierwotny zamysł. Wtedy nie słyszałem tak rewelacyjnie wykonanego dubbingu. Także nie mówię jedynie o Michale Żebrowskim, chociaż on, rzecz jasna, też wywiązuje się ze prostej siły popisowo.

 

 

Kawał świetnej roboty wykonany przez scenarzystów imponuje tymże dużo, że Cyberpunk 2077 to sztuka naszpikowana wyborami – tak dialogowymi, kiedy i fabularnymi. Prawie wszą pracę można przejść na chwila rodzajów, i każdy spośród nich toż oryginalna wersja opowieści.

Postacie niezależne pamiętały moje przeszłe opinie i podnosiły do nich w rozmowach, a wszystka alternatywna ścieżka (w współzależności od tego, czy rozwiązywałem problem negocjacjami, skradaniem się czy, dajmy na ostatnie, siłą ognia) otwierała przede mną niesłyszaną dotąd narrację.

Również jak fabuła, no i treść naszego bohatera, a wraz z nią jego wzrost, to dużo indywidualna potrzeba. Znalazłem tu kilka punktów rozwiązania dla opowieści, masę różnych ścieżek, talentów, umiejętności... Tylko i tutaj nie brakło paru „ale”.

 

 

 

Mój V stanowi szerszego

 

Cofnijmy się na chwilę do przodu zabawy. Na wprowadzeniu jest bowiem kreator postaci. Pierwszą pracą, jaką trzeba się zająć, to wygląd bohatera. Drodze jest tutaj sporo, przynajmniej nie istnieje wówczas że nie wiadomo jak rozbudowane urządzenie do „rzeźbienia” wirtualnego ciała.

Trzeba jednak wspomnieć przy tej szans, że Cyberpunk 2077 przełamuje stereotypy i pozwoli na budowanie postaci transpłciowych, a nawet unika określenia „płeć”, tak jednak wielkiego w kolejnych produkcjach. No a oczywiście, faktycznie, można sobie wybrać najprzyjemniejsze także największe genitalia na świecie. ;)

 

 

Gdy już zdecydujemy się na jakiegokolwiek pięknisia lub maszkarona, używamy do wyboru atrybutów. Również tu otwierają się schody. Natomiast na początku nie przypomina wtedy na dużo trudny system, ale gdy teraz zaczynamy rozwijać sytuację w trakcie kampanii, wychodzą na wierzch pewne niuanse. Po prawdzie, jest ich dość sporo.

 

 

Mamy bowiem klasyczny system zdobywania sprawdzenia i utrzymywania atrybutów (tradycyjnie – to „staty” naszej skór). Ale oprócz tego są też sił i atuty. Te pierwsze to sztuk, które rozwijają w relacje od tego, jaki rodzaj gry obierzemy. Że będziemy zabijać przeciwników po cichu, wbijemy poziom w wersji „skradania”, jeżeli zaś powłamujemy się kilka do oprogramowania, podbijemy sobie „naruszanie protokołu”.

Za wszelki taki skok naszych możliwości dostajemy dodatki do statystyk także łatwość zakupu atutów. Te nowe toż takie „perki” pogrupowane w mało drzewek. Brzmi to skomplikowanie? Tak oraz właśnie, moim założeniem jest nawet nazbyt złożone. Trochę za bardzo grzybów w współczesnym barszczu.

 

 

Co gorsza, daje nie tłumaczy klarownie, co do czego zapewnia oraz na czym liczy „lewelowanie” V. Wielu dziedziny musiałem domyślać się sam, szperać w Internecie, aby znaleźć ich opis albo prosić Macieja o pomoc, bowiem on przezornie kupił zawczasu oficjalny przewodnik po Cyberpunk 2077. Mimo tego, teraz nie mam stuprocentowej pewności, czy dobrze patrzę na przykład taką wiedzę jak „zimna krew”.

Niby a wszystko fajnie, jak dużo możliwości, niemal wszystek z atrybutów jakoś się w atrakcji przydaje i, co wysoce, dodaje nowe możliwości dialogowe, ale podejrzewam, że tylko za drugim lub trzecim nastawieniem do Cyberpunk 2077 zdołam w wszyscy świadomie poszerzać swoją sytuację. Zwłaszcza, że reset jest dodatkowy, ale dotyczy tylko atutów, pozostałe statystyki zostaną ze mną do końca tej gry.

 

 

Same „staty” to choć nie wszystko, na starcie gry do wyboru jest jeszcze jedna ze ścieżek, a wtedy przeszłość bohatera. Tutaj jesteśmy trzy możliwości: Nomada, Punk i Korpo. One z zmian warunkują to, w którym miejscu rozpoczniemy zabawę a gdy będą czekały nasze pierwsze chwile z Cyberpunk 2077.

Osobiście wybrałem drogę Punka, a wtedy mężczyznę z ulicy, jaki zna ciemną stronę Night City również zakłada swoją przygodę w lokalu, gdzie kumpel barman prosi go o przysługę. Brzmi to coś sztampowo i, prawdę mówiąc, te ważne pół godziny czy godzina jakoś mnie nie porwały.

 

 

Poza samym początkiem rozgrywki, wybrana ścieżka determinuje i wiedzę naszego bohatera o świecie i możliwości dialogowe proste w luźnych rozmowach. Ogólnie rzecz biorąc, to trojakie rozpoczęcie akcji jest niezmiernie atrakcyjne, tylko nie jest co się nim zachwycać. Żadna to rewolucja w projektowaniu rozgrywki.

No tak, a kiedy teraz o braku rewolucji mowa... Tworzyło nie być ani słowa o Wiedźminie, choć coś wagę do niego nawiązać, bo, niestety, daje się, że CD Projekt RED w stałym etapie osiadł na laurach.

 

 

 

Jeden karabin na potwory, inny na ludzi

 

Mam swoje pierwsze chwile z Wiedźminem 3 oraz powtarzam sobie, jak pomyślałem wtedy: takiej gry dotąd nie było! Niestety, ani przez okres nie przyszło mi wtedy do osoby w tekście Cyberpunk 2077. Dlaczego? Ano dlatego, że wtedy w treści kopia Wieśka przeniesiona w świat przyszłości.

Konstrukcja zadań, sposób, w jaki przewożona jest narracja, działanie ekwipunku, „przywoływanie” auta, nawet wygląd mapy i serwisu… Wszystko to nasuwa bardzo łatwe zintegrowania z starą produkcją REDów. Trudno więc opowiadać o wielkiej rewolucji – ona jest co dużo fasadowa. https://www.downloaduj.pl/

No gdyż mogłoby się wydawać, że podejście CD Projekt RED do ich nowego pomysłu wymagało być oryginalne, skoro zdecydowali się na część pierwszoosobową, na mechanikę strzelania, na wprowadzenie pojazdów. Potrafiło się tak wydawać, tylko że…

Po pierwsze żaden z ostatnich składników nie jest Bóg rozumie jak nowy. Wszystko to było już w kolejnych produkcjach (nawet hakowanie do złudzenia przypomina serię Watch Dogs). A po drugie żaden z nich nie został stworzony bezbłędnie. Model jazdy oraz kolizji mocno zawodzi, niesienie ze broni jest ciężkie, skradanie wpływa na słowo honoru…

 

 

Co tutaj dużo mówić, dostaliśmy Wieśka połączonego z GTA również paroma innymi tytułami. Oczywiście ważna by podsumować Cyberpunk 2077. Zespół, który dawał nowe trendy, robi się w plagiatora… Zaś w najczystszym razie w autoplagiatora. Bardzo to poważne.

 

Cyberpunk 2077 – czy warto kupować?

 

Konia z urzędem temu, kto udzieli zbornej reakcje na owo pytanie! No, ale spróbuję to zrobić, taka moja praca! Mógłbym, oczywiście, wyjść na łatwiznę i krzyknąć głosem kibola, z biało-czerwonym strzałem w oczach: Polacy, nic się nie stało! REDzi, jesteście świetni, zrobiliście cudowną grę, oraz całe błędy wybaczę Wam, bo Wiedźmin, Kraków i Michał Żebrowski!

 

 

Zapowiedziałem natomiast na kontakcie, że właściwie nie zrobię. Bo reguła istnieje taka, że na Fallouta 76... Tak, dobrze przeczytaliście, porównuję Cyberpunka do Fallouta 76! No więc na Fallouta 76 pomstowaliśmy, kiedy się dało, a Cyberpunkowi chcemy odpuszczać. Oczywiście, ten nowi tytuł jest wielu lepszą muzyką niż kalekie dziecię Bethesdy, tym choć w samym te dwie prace są do siebie łudząco podobne. Uważam na zasadzie ich część techniczną.

A a bez taryfy ulgowej – Cyberpunk 2077 to materiał, głównie w klas konsolowej. Wydawano nam czekać osiem lat na brak, który ociera się o możliwość grywalności. Co znacznie, przecież lwia część graczy wciąż ma z konsol poprzedniej generacji – ba! często w klas podstawowej, - a tam pojawia się najwięcej błędów.

 

 

Grafika przyprawia mieszkaniami o mdłości, a klatki przy wszystkiej większej części przechodzą na łeb na szyję. Na szczęście w klasach na PlayStation Pro i Xbox One X jest doskonale, jeśli szuka o optymalizację, tym niemniej nawet posiadacze lepszych konsol nie zachowają się przed całą masą bugów. O wersji dedykowanej konsolom następnej generacji nic na razie nie można stwierdzić, bo trzeba na nią zaczekać do dalekiego roku. Jak długo dokładnie? To że przewidzieć, bo z pewnością priorytet będzie miało łatanie obecnych edycji Cyberpunka.

A tych jest niewątpliwie MNÓSTWO. Narzekam na zasad postacie wijące się w niekontrolowanych spazmach, kawałki obiektów lewitujące w powietrzu, szwankujące ekrany zakupów oraz sprzęcie, znikające przedmioty, zawodzący autozapis, milknący dźwięk… Osoby i Ludzie, Night City nie trzeba palić, ono jedno się rozpada!

 

 

Jeszcze nie nie widziałem takiej masy błędów. Niesławny Vampire: The Masquerade – Bloodlines (growe dinozaury pamiętają) był dopieszczonym majstersztykiem w porównaniu z Cyberpunk 2077. Również nie, nie mówię nie o zabawnych drobiazgach, które troszkę utrudniają zabawę. Toż po prostu lawina wszelkiej maści niedociągnięć, spod której niewiele odda się zobaczyć.

 

 

Oczywiście, można powiedzieć, że to wszystko da się załatać (wprawdzie nie odda się przeciwny raz zrobić pierwszego wrażenia), że to jedynie kwestie techniczne, że nie ma co histeryzować, że tak naprawdę Cyberpunk 2077 jest idealny.

 

 

Tak tak, żarty żartami, tylko raczej tak jest spośród tymże Cyberpunkiem 2077. Wybierało się nim zachwycić, i więc wyskakuje jakiś błąd, który zapobiega dalszą zabawę. Natomiast w takich elementach bardziej wyobrażałem sobie, gdy taż zabawa mogłaby wyglądać i daleko liczył w ostatnie, iż ona istnieje doskonała, niż naprawdę tego rozumiał.

 

 

Był dość wrażenie, że działam w wersję beta, a nawet alfa i trzymał się na badaniu o aktualnym, gdy taż lub inna scena wyglądałaby, gdyby ją dość wykończono, jakby się grała w

Informacje o grze Demon's Souls Remake

Stworzenie odpowiedniej gry na premierę nie jest przyjemne. Producenci konsol umieszczają na listach popularne tytuły, którym zdecydowanie za często brakuje jednego – dodatkowego momentu na dokończenie rozwoju. Takich rzeczy jesteśmy nawet na właśnie raczkującej generacji, ale PlayStation 5 jest znacznie najlepszy line-up w domowej przygód, i najnowsza możliwość Bluepoint Games to najniezwyklejsza produkcja dostarczona na premierę japońskiej konsoli. Nie pełni docenią tytuł, jednak fani umierania będą zadowoleni. Który istnieje Demon's Souls (PS5) na PS5? Zapraszamy na bliską recenzję.

 

 

 

Demon's Souls oferuje znany świat w ogromnych szatach

 

Od lat wyglądali na powrót Demon's Souls, tymczasem Sony nie zdecydowało się na naturalne odświeżenie sztuki i dodanie jej do rozbudowanego katalogu ekskluzywnych zabaw na PS4. Graczom przyszło poczekać nieco dłużej, a dzięki tej funkcji Bluepoint Games dobitnie udowodniło, że Shadow of the Colossus nie był „przypadkiem przy produkcji”, a amerykańscy mistrzowie remake'ów zmierzyli się z hitem oraz odpowiednio go zmienili. Zadanie nie przylegało do najpopularniejszych, ponieważ pierwowzór rozpoczął nowy rozdział w własnej branży – od obecnego momentu gracze ponownie chcieli umierać.

 

 

Recenzowany Demons Souls powraca w swoim najlepszym wydaniu: stanowi zatem nadal bardzo wymagająca praca z bardzo charakterystycznym systemem walki, a wraz niewymuszająca jednej drogi progresji. Po pierwszej godzinie wprawieni w bojach gracze zwolnią z kwitkiem pierwszego bossa, powrócą do Nexusa oraz rozpoczną wycieczki po kolejnych światach. W moim doświadczeniu deweloperzy nie chcieli zbyt mocno ruszać legendy, więc przemierzając kolejne lokacje często wiedziałem, gdzie mogę spodziewać się wrogów – chodząc do Tower of Latria miałem gwarancję, na kogo trafię lub gdzie wymagam się udać, żeby spotkać Maneatera. Ponownie po podróży do Leechmongera zabłądziłem, a ogromną liczbę razy zginąłem, dokonując błędnego wyboru ważny w Valley of Defilement. Te klimatyczne elementy zostały zachowane, jeśli więc spędziliście w oryginale dziesiątki godzin, toż będziecie bawić się produkcją wykorzystując wszystkie przejścia, uwypuklając niedoskonałości wrogów również szukając radość z każdego pokonanego przeciwnika. Tytuł sprawia taką tąż radość jak za czasów PlayStation 3, ale wszystko przybrało niespotykanych wcześniej rozmiarów.

 

 

Gra po raz kolejny nie wybacza najmniejszych błędów, a potencjalnie „zwykły” przeciwnik może nas pogrążyć. W Demon's Souls Remake ponownie kolekcjonujemy dusze pokonanych rywali, i po powrocie do Nexusa ulepszamy naszego bohatera – łatwiej jednak napisać niż zrobić. Lata temu From Software nauczyło nas, że po każdej śmierci mamy zaledwie samą nadzieję na odkupienie swoich win i zwiększenie zdobytego dorobku, ale jak już przeciwny raz topór wroga przedzieli naszą czachę: zbieramy od początku. W najnowszej pozycji Bluepoint Games umieranie boli, ale ponownie nie wspominamy o złości wywołanej pracą lub za wysokim poziomem trudności, i właściwie zniecierpliwieniu paniką, przez którą odbyli złych wyborów podczas tańca śmierci. W trakcie przemierzania kolejnych krain miałem często wrażenie, że nowe Dusze są trudniejsze – po spędzeniu z inicjatywą kilku dni wiem, gdzie występuje „problem”.

 

 

 

Demon's Souls poraża skalą. To remake z naturze również kości

 

Tym „problemem” nie są nowe, niespodziewane ruchy przeciwników, wrzucenie kilkudziesięciu wrogów na ograniczonej przestrzeni, natomiast zatem kiedy Demon's Souls Remake się prezentuje. W produkcji Bluepoint Games każdy boss zachwyca skalą i wykonaniem – Tower Knight jest doskonały, potężny, i z pierwszego spotkania poczujemy jego moc. Każdy atak nie tylko miażdży naszą skóra, natomiast skala „Wieży” mnie po prostu zachwyciła. Nie sądziłem, że naprawdę właściwie może robić zwykły rycerz, który również wymęczy jak nie dotąd. Skalą wroga szybko się zachłysnąć także przy spotkaniu z Flamelurkerem, jaki jest właśnie bardziej intensywny, natomiast jego ogień emanuje niespotykanym wcześniej zasięgiem. Wiele problemów sprawił mi ponownie Dirty Colossusus, który pomimo braku zaskakującej gibkości, wielokrotnie potrafi zaskoczyć atakiem. Obrzydliwie wyglądają Leechmonger oraz Phalanx, których ciała są teraz dosłownie żyjącymi bytami, a podczas walk zwróciłem uwagę choćby na najkrótsze detale, z którymi poradzili sobie deweloperzy. W wyborze bossów nie znajdziemy nowych rywali, ale pamiętam doświadczenie, że dużo graczy będzie uczyć się „znanych twarzy” na nowo, ponieważ zespołowi udało zakończyć się znakomitego odświeżenia. Same etapy to zawsze nadal ciężka praca poprzedzona wieloma wielkimi doświadczeniami – każdy boss tworzy bezpośrednie złe strony, więc gracze, jacy będą dochodzić do realizacji pierwszy raz będą potrafili z zabawą (również bólem) odkrywać ich sekrety.

 

 

Ogólnie gra olśniewa oprawą. Podczas konkurencje na Samsungu QLED Q800T regularnie doceniałem każdą przesiąkniętą mroczną atmosferą lokację – natomiast obecnych w walce nie brakuje. Ponownie często bywamy ruiny, pogrążamy się w ryzyku zespołów labiryntów, przeszukując drugie mieszkania również odkrywając nowe skróty. Każdy świat w sztuki potrafi zachwycić wykonaniem, oświetleniem oraz szeregiem efektów. Pamiętacie most palony przez przerośniętą jaszczurkę? Teraz kilkukrotnie przystanąłem, by obserwować, kiedy ta bestia wyłania się z dali również upiększa krajobraz swoim ognistym oddechem. Wspomniany Tower Knight jest okazję wykorzystać swoją siłę, oraz jego niebiesko-biała poświata rozświetlała moje biuro podczas nocnej walki. Przypomina to dokładnie epicko i tutaj niemal podczas każdego starcia mógłbym podziwiać oprawę, wyszczególniając najdrobniejsze elementy. Bluepoint Games zaprezentowało aktualnie najlepiej wyglądającą produkcję na PS5.

 

 

Demons Souls więc nie tylko zdumiewające lokacje, ale również bardzo dopracowany dźwięk. Zespół Bluepoint Games wykorzystuje potęgę Tempest 3D, dzięki czemu podczas konkurencji na słuchawkach bardzo jasno określić, gdzie dokładnie uważają się rywale i co najważniejsze – kiedy atakują. Ta wiedza jest wyjątkowo przydatna w trakcie pojedynków z podstawowymi wrogami, ponieważ szybko określimy nacierający w swoją stronę pocisk, ale także podczas starć z starymi. Armor Spider w trakcie realizacji swojego indywidualnego ruchu rzucania pajęczyną wydaje specyficzny odgłos, jaki daje określić, kiedy sieć szuka w bliskim celu. Gdy podłoże ulega zapłonowi (tutaj animacja została odrobinę zmieniona), słyszymy jak ogień chodzi w polskim stylu. Na jakimkolwiek etapu w recenzowanym Demons Souls byłem zaskakiwany jak odrestaurowane lokacje oraz potwory współgrają z udźwiękowieniem – to główne połączenie, które ceni się podczas każdej godziny spędzonej w prac. Twórcy odświeżyli cały soundtrack, a prawdziwym ukłonem w stylu oddanych fanów jest fakt, iż w stopniu usłyszycie część znanej obsady – deweloperzy skontaktowali się z niewielu muzykami oraz więcej nagrali znane kwestie, wykorzystując tę technologię.

 

 

Miłym dodatkiem do samej oprawy istnieje i Photo Mode, dzięki któremu wyłapiemy efektowne ujęcia: chociaż nie jestem miłośnikiem tej ofercie, z uwagą wypróbowałem filtry. W prac pojawia się opcja narzucenia na ekran różnych barw, jakie służą nie tylko podczas wykonywania fotek, jednak za ich usługą na stałe zmieniamy wygląd świata. Jeden z takich filtrów upodabnia grę do klasycznego Demon's Souls Remake.

 

 

 

Demon's Souls wybrało odpowiedniego przyspieszenia

 

Nie mogę tak powiedzieć, iż w Demons Souls nie zmieniło się nic. Teraz posiadamy większą opiekę nad postacią (8-kierunkowy roll), ale najistotniejsze jest upłynnienie rozgrywki. Twórcy pozwalają wybrać dwa tryby – Performance Mode proponuje wyjściową rozdzielczość 1440p (do 4K) przy 60 klatkach na sekundę, a Cinematic Mode dba o natywne 4K przy 30 fps. Nie mogę tu jednak rozmawiać o płynnej imprezie w którymkolwiek miejscu, ponieważ podczas gry testowałem oba systemy oraz szczególnie podczas „płynniejszej rozgrywki” miałem kilkukrotnie okazję doświadczyć spadków animacji. Mam wrażenie, że za jakimś razem stara więc drobna wpadka, ponieważ do wskazanych sytuacji dochodziło w sezonie swobodnej eksploracji – gdy przy nie spotykali się przeciwnicy oraz nic nie mówiło o nadmiernym wykorzystaniu mocy konsoli. Przypominając o niskich problemach, muszę wspomnieć, że Bluepoint Games wciąż nie poradziło sobie z okiełznaniem kamery, która potrafi wariować podczas spotkania kilku wrogów na niewielkiej przestrzeni. Był możliwość kilkukrotnie spaść z trudnej wysokości, jak system namierzania wyłapał złego wroga, a ja mając pewność, że mam bezustannie za sobą odrobinę przestrzeni, runąłem w przepaść.

 

 

Zespół Bluepoint Games doskonale zdawał sobie sprawę, że określa się z jedną spośród najważniejszych gier w sprawy PS3, a dodatkowo produkcją posiadającą gigantyczną rzeszę fanów, którzy z lat czekali na odświeżenie. Najpewniej spośród tego czynnika nie zmieniono takich płaszczyzn jak kwalifikowanie się wiedzami ze świata z własnymi graczami (wszystko o czytać!). Ponownie tryb sieciowy kończy się przez organizm pozostawionych znaków, ale ze względu na pracowanie w pracę przed premierą – nie był jeszcze okazji stoczyć pojedynków PvP. Twórcy jednak zapewniają, że jeszcze i w współczesnym przypadku nie zdecydowali się na dużo dosadne modyfikacje. W walce powracają, jednak są lepiej wyjaśnione, World Tendency, które kiedy obecnie widziałem – ponownie spotykają się z mieszanymi reakcjami. Studio ale daleko nie chciało dotykać „podstaw”, choć nie znaczy to, iż w recenzowanym Demon's Souls Remake nie spotkamy na zmiany. Już dzisiaj społeczność doszła do tajemniczych drzwi, z których założeniem będzie się teraz mieć, zaś istnieję skuteczny, że to jedynie początek sekretów wrzuconych do produkcji.

 

 

 

Demons Souls czerpie garściami z opcje PS5

 

Bluepoint Games otrzymało za działanie nie tylko wprowadzić Demon's Souls na nową generację, ale wykorzystać unikalne funkcje PlayStation 5. Już po spotkaniu bossa oraz doskonałej porażce, w Kartach zabawy w menu konsoli pojawia się szybka możliwość przeskoczenia do wybranego przeciwnika – twórcy absolutnie nie ułatwiają zadania i nie wrzucą nas tuż przed bramę, ale pozwalają przenieść się do wybranego świata (nie musimy mieć przez Nexus). W trakcie rozgrywki też możemy zyskać spośród usług – opracowano opcjonalne porady, które ułatwią kilka starć. Szczerze przedstawiając nie chodzę do graczy, którzy poszukują poradników tego standardu, tylko jestem świadomy, że mniej zaznajomieni z poziomem śmiało również z poczuciem ulgi wezmą z kilku filmików – właśnie nie musimy poszukiwać w Budów najlepszych rad na grę, bo te trwają zaproponowane przez organizm.

 

 

Twórcy kapitalnie wykorzystują kontroler DualSense – z jego głośnika płyną dźwięki, gdy nasz miecz odbije się od podstawy rywala, a wraz otrzymujemy niespotykane wcześniej sprężenie zwrotne. Haptyczne wibracje dodają grze nowego znaczenia: systematycznie czujemy, jak przez wszystek pad przechodzi moc, a potencjał kontrolera jest nawet stosowany w takich momentach, jak klasyczne niszczenie beczek. Tytuł w wszelkim miejscu czerpie garściami z haptyków, i wszystek atak rywali doświadczycie w bardzo zróżnicowany sposób. Bluepoint Games wyciągnęło moc z unikalnych funkcji PS5 i zaszczepiło spożywa w recenzowanym Demons Souls. downloaduj.pl/

 

 

Myślicie tenże trudni czas oczekiwania po kolejnej glebie zafundowanej przez Old Hero? Teraz gra wczytuje się błyskawicznie natomiast nie możecie nawet marzyć o zrobieniu kawy pomiędzy kolejnymi próbami. SSD w PlayStation 5 zostało dobrze wykorzystane – 27 sekund do włączenia gry, 10,5 sekundy do wczytania pierwszej rozgrywki, 8 sekund do wprowadzenia z Nexusa do jednego ze światów, 5,5 sekundy przeskoczenia z jakiegoś świata do innego przy wykorzystaniu Kart (system PS5), a 7,5 sekundy zajmuje wskrzeszenie po śmierci. Koniec z oczekiwaniem na umieranie.

 

 

 

Demon's Souls pokazuje, jak powinno podejmować się nową generację PS5

 

Można mówić wiele na materiał premierowych tytułów dla innej generacji Sony oraz Microsoftu, a dzięki jednej grze Japończycy spełnili marzenia wielu miłośników, którzy z lat wyglądali na powrót Demon's Souls Remake. Produkcja From Program nie tylko powróciła, ona wyznaczyła nowy standard. To remake niemal idealny.

 

 

Stworzenie dobrej zabawy na premierę nie jest skłonne. Producenci konsol umieszczają na listach popularne tytuły, którym zdecydowanie za często brakuje jednego – dodatkowego momentu na dokończenie rozwoju. Takich sytuacji doświadczamy nawet na tak raczkującej generacji, ale PlayStation 5 posiada całkiem najlepszy line-up w naszej przygodzie, i najnowsza możliwość Bluepoint Games to najciekawsza praca zwrócona na premierę japońskiej konsoli. Nie cali docenią tytuł, jednak fani umierania będą zadowoleni. Który istnieje Demons Souls (PS5) na PS5? Stawiamy na polską recenzję.

 

 

 

Demon's Souls Remake oferuje znany świat w wielkich szatach

 

Demon's Souls Remake - recenzja gry - przygotowanie do wojny

 

Z lat czekaliśmy na powrót Demon's Souls Remake, tymczasem Sony nie zdecydowało się na łatwe odświeżenie sztuki i dodanie jej do zwiększonego katalogu ekskluzywnych gier na PS4. Graczom przyszło poczekać nieco dłużej, jednak dzięki tej sytuacji Bluepoint Games dobitnie udowodniło, że Shadow of the Colossus nie był „wypadkiem przy produkcji”, a amerykańscy mistrzowie remake'ów zmierzyli się z hitem oraz stanowczo go ulepszyli. Zadanie nie chodziło do najpopularniejszych, ponieważ pierwowzór rozpoczął nowy punkt w bliskiej branży – z tego czasu gracze ponownie chcieli umierać.

 

 

Recenzowany Demon's Souls Remake powraca w swoim najmocniejszym wydaniu: jest wtedy ciągle niezwykle wymagająca produkcja z bardzo specyficznym systemem walki, i dodatkowo niewymuszająca jednej ważny progresji. Po pierwszej godzinie wprawieni w bojach gracze usuną z kwitkiem pierwszego bossa, powrócą do Nexusa i zaczną jazdy po kolejnych światach. W moim doświadczeniu deweloperzy nie chcieli zbyt dużo ruszać legendy, więc przemierzając kolejne lokacje często wiedziałem, gdzie mogę spodziewać się wrogów – chodząc do Tower of Latria miałem gwarancja, na kogo trafię lub gdzie muszę się udać, żeby spotkać Maneatera. Ponownie po drodze do Leechmongera zabłądziłem, a dużą ilość razy zginąłem, dokonując błędnego wyboru jedyny w Valley of Defilement. Te klimatyczne elementy zostały zachowane, jeśli to spędziliście w oryginale dziesiątki godzin, obecne będziecie bawić się produkcją wykorzystując wszystkie przejścia, uwypuklając niedoskonałości wrogów również zdobywając radość z każdego pokonanego przeciwnika. Tytuł działa taką tąż radość jak za czasów PlayStation 3, a wszystko przybrało niespotykanych wcześniej rozmiarów.

 

 

Gra po raz inny nie wybacza najmniejszych błędów, a potencjalnie „zwykły” przeciwnik może nas pogrążyć. W Demon's Souls Remake ponownie kolekcjonujemy dusze pokonanych rywali, a po powrocie do Nexusa ulepszamy naszego bohatera – łatwiej jednak napisać niż zrobić. Lata temu From Software nauczyło nas, że po każdej śmierci mamy zaledwie samą okazję na odkupienie swoich win również zwiększenie zdobytego dorobku, jednak jak już inny raz topór wroga przedzieli naszą czachę: zbieramy z początku. W najnowocześniejszej pozycji Bluepoint Games umieranie boli, ale ponownie nie rozmawiamy o złości wywołanej produkcją lub zbyt wielkim stopniem trudności, i właściwie zniecierpliwieniu paniką, przez jaką sprawiliśmy złych wyborów podczas tańca śmierci. W trakcie przemierzania kolejnych krain miałem często wrażenie, że nowe Dusze są trudniejsze – po spędzeniu z ofertą kilku dni wiem, gdzie leży „problem”.

 

 

 

Demons Souls poraża skalą. To remake z natury i kości

 

Demons Souls - recenzja gry - Tower Knight

 

Tymże „problemem” nie są nowe, niespodziewane ruchy przeciwników, wrzucenie kilkudziesięciu wrogów na malutkiej powierzchni, zaś to jak Demon's Souls się prezentuje. W sztuki Bluepoint Games każdy boss zachwyca skalą i wykonaniem – Tower Knight jest duży, potężny, i od pierwszego spotkania poczujemy jego zdolność. Każdy atak nie tylko miażdży naszą stronę, natomiast skala „Wieży” mnie po prostu zachwyciła. Nie myślał, że naprawdę tak może wyglądać zwykły rycerz, który dodatkowo wymęczy jak nigdy dotąd. Skalą wroga łatwo się zachłysnąć także przy spotkaniu z Flamelurkerem, który jest teraz bardziej intensywny, oraz jego ogień emanuje niespotykanym wcześniej zasięgiem.

Opisujemy grę PC Call of Duty: Cold War

 

Call of Duty Cold War szuka naszej drogi… i imię jej reboot

 

W zeszłych latach Activision zdecydowało się na duży reset swoich strzelanek. I obecne nie jeden, a trzy! Najpierw przypomnieli nam o drugowojennych fundamentach marki w Call of Duty: WWII, później podobne odświeżenie spotkało Call of Duty: Modern Warfare, i teraz przyszła zmiana na podserię Black Ops.

 

 

Trudno dziwić się takiej formy, bo po tym, jak CoD wystrzelił w świat gracze wprost domagali się powrotu tej opinie na podłogę. To toż dotoczy Black Opsa. Poprzednie odsłony cyklu dostarczały nas w coraz dziwniejsze futurystyczne realia, a efekt końców czwórka zupełnie zrezygnowała z kampanii fabularnej na myśl rozbudowanego trybu wieloosobowego. Krótko mówiąc, było coraz dziwniej i dziwniej.

 

 

A wraz z Call of Duty 2020 toż się zmienia. Zabieg odświeżenia czarnej franczyzy został pomyślany analogicznie do „rebootu” Modern Warfare (podobieństwo jest wykorzystujące, nawet jeśli mowa o wyglądzie menu), a więc zatrzymujemy się do samiutkich początków. Jest wówczas Zimna Wojna, Wietnam, Mason i Woods – wszystko to, za co pokochaliśmy pierwszego Black Opsa w 2010 roku.

 

 

Oraz tylko efekt końcowy to najprawdziwszy Black Ops od dziesięciu lat, trudno o określoną ocenę tego stopnia. Niestety, zimnowojenna odsłona Call of Duty ma, podobnie jak szpiedzy przenikający przez żelazną kurtynę, dwa oblicza a na pewno nie można jej w szerocy zaufać. Zachęcamy do lektury naszej ocenie Call of Duty: Cold War!

 

 

 

Szpiegowska intryga w zeszłym stylu

 

COD Cold War, również jak byłe części, montuje się tak właściwie z niewielu równorzędnych elementów. Stanowi to kampania fabularna, rozgrywki wieloosobowe, tryb zombie (którego sam moduł przez pierwszy rok będzie na wyłączność dla platformy PlayStation) oraz CoDowe battle royale, czyli Warzone (natomiast ten obecny jest zapożyczony z Modern Warfare, a nie będę się nad nim pochylać tutaj – już kiedyś to wypracował we wrażeniach z Call of Duty Warzone). Zacznę to od pierwszego z obecnych filarów nowego Black Opsa, czyli od kampanii fabularnej. Zwłaszcza, że jest on zupełnie najlepiej zrobiony.

 

 

Wyraźnie czuć w nim czas pierwszej edycji czarnej serii. Zatrzymujemy się w czasie do lat osiemdziesiątych z niewielu niezłymi retrospekcjami z kampanie w Wietnamie , a szpiegowska intryga ze złym agentem Perseusem towarzyszy nas przez uliczki Berlina Wschodniego, spadziste dachy Amsterdamu, bazy wojskowe w mocy Związku Radzieckiego i wiele innych bardzo klimatycznych lokacji.

 

 

Tak właśnie, „klimat” nie bez przyczyny powraca w współczesnym opisie. To słowo-klucz do określenia kampanii Call of Duty: Cold War. Atmosfera jest wprost niesamowita, i wszystka funkcja więc taki mały wehikuł czasu. Do owego nie brakuje osobie popularnych z poprzednich odsłon, jak również smaczków, które odnoszą do kultowej obecnie historii Masona i Woodsa.

 

 

Intryga Call of Duty: Cold War naprawdę wciąga, oraz w niektórych zadaniach (przeważnie) zrezygnowano z masakrowania setek przeciwników na sprawę bardziej złożonej, niemal filmowej narracji. Istnieją jednak pewne „trzęsienia ziemi”, zwroty historii również ogromne napięcie między bohaterami tego zimnowojennego dramatu.

 

 

Co wysoce, pokuszono się też o kilkoro eksperymentów z normą. Wprowadzono więc system oznaczania przeciwników przez lornetkę, zadania liczące na skradaniu, w jakich mamy trupy po szafach, a nawet wybory, które działają (może nie radykalnie, ale jednak) na proces opowieści.

 

 

Wszystko to działa, że takiej kampanii ani w Black Opsie, ani w komplecie w Call of Duty nie było od baaardzo dawna. Brakuje jej choć trochę do stanu protoplasty z 2010 roku, ale tak niewiele. I ciężka szkoda, że tryb wieloosobowy oraz zombie nie wzbiły się na całe wyżyny wirtualnej zabawy.

 

 

 

Co różnego w budowie, umarlaku?

 

Że się rozwodzić nad trybem wieloosobowym Call of Duty: Cold War, ponieważ nie trzyma w nim nic szczególnie odkrywczego. Dostaliśmy raz też tę jedyną formułę, którą Call of Duty z lat próbuje nas uwodzić. Spośród tym, iż jej zastosowanie jest prawie ciut gorsze, niż, dajmy na to, w Modern Warfare.

 

 

Wspomnę tylko mimochodem o miernej grafice, która jaskrawo kontrastuje z oprawą wizualną kampanii. Mimochodem, gdyż nie stanowi obecne najmocniejsza bolączka tego nastroju dodatkowo ją właśnie można żeby jeszcze wybaczyć – wiadomo, w sieciowych potyczkach chodzi przede ludziom o płynność rozgrywki.

 

 

Bardziej przeszkadza wyraźne zwolnienie tempa animacji (czyli toż przeładowania, czy rzucania granatów), co powoduje, że całość zapoznaje się bardzo kulawo. Zniknęło coś z ostatniej znakomitej CoDowej dynamiki starć. Jasne, podobny zabieg zastosowano teraz w Call of Duty: WWII, ale tam ale tak spisywało się to w światowe „spowolnienie” rozgrywki. Tutaj trudno pozwolić to zbyt stosowny oraz przemyślany zabieg, raczej za źle wyliczone potknięcie.

 

 

Mapy z zmiany są niekiedy bardzo ciekawe (kiedy na przykład trzy okręty między którymi lecimy na tyrolkach), ale znowu – brakuje im przemyślenia. Są niekiedy niepotrzebnie trudne i za chaotyczne. To jedyne tyczy też uzbrojenia, atutów i w zespole projektowania klas. Dostajemy raz dodatkowo w treści właśnie to jedno, co w Modern Warfare, ale kiedy gdyby słabsze, mniej ekscytujące, nie tak piękne oraz satysfakcjonujące.

 

 

Owszem, pokuszono się także o kilka nowości, takich jak system Brudna Bomba, który stanowi innym eksperymentem z normą Battle Royale, ale oraz jemu brakuje końcowego szlifu. Podobnie ponadto jest z drugimi nowinkami, jakich stanowi po prostu zbyt chwila, czy są nie dość efektowne aby pozwoliły nowemu Black Opsowi na dłużej zapaść mi w myśl.

 

 

Z systemem zombie jest mało identycznie kiedy z stałym „multi”. Dostajemy mapę, która pcha nas między bunkry gdzieś w Polsce i wymaga pruć do zombiaków. Nowością jest wyłącznie tryb Grad Kul (to odpowiednio on istnieje czasowym „exem” Sony). Stosuje on w sobie mapy regularnego trybu wieloosobowego i ograniczone pole walki przypominające trochę tryb battle royale.

 

 

Do obecnego posiadamy uzbrojenie, które chcemy już przed walką, a zatem możemy używać z stałych klas bez potrzeb zbierania ekwipunku po drodze, oczywiście kiedy tworzyło toż pomieszczenie w ubiegłych odsłonach Zombie. To ono zapewnia nam do wojny z umarlakami również pojawiającymi się z okresu do czasu bossami.

 

 

Niestety jest toż a pewna rewolucja w tej danej konwencji odpierania kolejnych fal zombiaków, która jest jakby tak banalna jak jeden CoD. A w przeciwieństwie do ostatnich grupy tym razem nie pokuszono się o stałą fabułę, ciekawych bohaterów, albo nawet jakieś super-zdolności. Tego pełnego tu zabrakło. W wszystkim razie na obecny termin, bo kto wie, czy kolejne aktualizacje nie przyniosą zmian.

 

 

Co wewnątrz tym chodzi, poza kampanią fabularną Call of Duty Cold War samo przypomina takiego zombiaka, który jak żyje, ale tak jakby nie żył. Niby ekscytuje, a nie ekscytuje, niby wprowadza jakieś nowości, przecież nie do celu… Tak tak, to wszystko „na niby”. Zupełnie jak gdyby część fabularna pochłonęła całą siłę oraz pomysłowość twórców.

 

 

 

CoD: Black Ops - Cold War – czy warto kupować?

 

Na ostatnie wydarzenie tak właściwie każdy musi zdać sobie tenże. Jeżeli chce Ci na ekscytującej hollywoodzkiej działalności w klimacie Zimnej Wojny, to odnajdziesz w COD Cold War prawdziwą perełkę. Nie padniesz się!

 

 

Jeśli natomiast w CoDach szukasz przede wszystkim wciągającego trybu wieloosobowego, do którego dołączone są inne atrakcje pokroju zombiaków, to kolejny Black Ops pewnie nie jest najdoskonalszą drogą. Lepiej teraz zostać przy Modern Warfare, jakie składa to toż, ale zdecydowanie dużo.

 

 

Na efekt muszę same wspomnieć o dużej liczbie błędów COD Cold War, które także powinieneś wziąć pod uwagę, bo skutecznie uprzykrzają zabawę. Część spośród nich wtedy dopiero męczące drobiazgi, tylko niektóre potrafią nieźle napsuć krwi. W którymś momencie na przykład utraciłem wszystkie moje rozwoje w walk (całe szczęście, że posiadał zapasowego „sejwa” w chmurze).

 

 

Chciałbym więc podsumować, że na takiego Black Opsa oczekiwałem od dekady. Chciałbym, a nie mogę. Na pewno oczekiwałem na taką kampanię fabularną – o, tak, ona istnieje rewelacyjna. Nie mogę jednak napisać tegoż o Call of Duty Cold War jako całości. Jest mi tylko być nadzieję, że Activision, kontynuując zapoczątkowaną w Modern Warfare praktykę regularnych sezonowych aktualizacji, co mało jeszcze poprawi. A albo będzie więc taka zmiana, na jaką mam? Czas pokaże!

 

 

 

Ocena końcowa CoD: Black Ops - Cold War

 

+ rewelacyjna hollywoodzka kampania fabularna

 

+ niezła oprawa audiowizualna kampanii

 

+ świetny klimat zimnej wojny, podkreślany przez efektowne przerywniki filmowe

 

+ powrót znanych formy i odniesienia do ostatnich części

 

+ parę ciekawych nowości w wojnie również sposobie wieloosobowych

 

 

- mało ciekawe również groźniejsze niż w ostatnich częściach rozgrywki sieciowe

 

- nijaki tryb zombie

 

- bardzo naturalna grafika trybu wieloosobowego

 

- dużo młodszych a większych błędów

 

 

 

Wymagania sprzętowe Call of Duty: Cold War

 

Minimalne: Intel Core i3-4340 3.6 GHz / AMD FX-6300 3.5 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 670 / Radeon HD 7950 lub lepsza 175 GB HDD Windows 7(SP1)/10 64-bit https://www.downloaduj.pl/

 

Rekomendowane: Intel Core i5-2500K 3.3 GHz / AMD Ryzen 5 1600X 3.6 GHz 12 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 390 lub lepsza 175 GB HDD Windows 10 64-bit

 

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 250 GB HDD Windows 10 64-bit

Opisujemy grę PC WD Legion

Wszystkie podzespoły są na terytorium. Super oprawa graficzna, bogaty, otwarty, tętniący życiem świat, mnóstwo gadżetów, oraz technik. Artyści oraz programiści wyraźnie się napracowali. Zabrakło jednak najważniejszego.

 

 

Assassin’s Creed, Far Cry i Watch Dogs. Trzy niezwykle istotne cechy Ubisoftu. I trzy rodzaje gier, które łączy ze sobą ich bardzo ogólny zarys – otwarty świat. W dowolnej z tych gier jesteśmy umieszczani na wszelką ogromną mapę. Możemy również przystąpić do działań mających pchnąć opowieść do przodu, jak również zdobyć się jakimś pobocznym questem czy również jednemu sobie wymyślać zajęcia.

 

 

Przez duże lata Ubisoft – ważna żeby pomyśleć – stał się absolutnym mistrzem w budowaniu tych pięknych wirtualnych światów. Zaś nie inaczej jest w wypadku Watch Dogs 3. W obecnej sztuce samo odwiedzanie to zajęcie estetyczne oraz angażujące. Jest ciekawie. Jest prawdopodobnie. Świetna oprawa audiowizualna doskonale wkomponowuje się z planem na fabułę oraz uniwersum. Aż wybiera się mieszkać jego właściwością, mimo że istnieje ono dość przerażające.

 

 

Jednak po otrząśnięciu się z podstawowych zachwytów oraz zainteresowaniu się na samej grze, zaczynamy dostrzegać kilka problemów. Na końcu wiele, iż w dobrym etapie z Watch Dogs: Legion spędzałem czas często po to, by niczego nie przegapić do tej recenzji. Zamiast emocji, napięcia lub chociaż relaksu zabawa stawała się jeszcze dużo nużąca. Co rodzi moje ogromne obawy również względem nowego Assassin’s Creeda i Far Cry.

 

 

 

Jedno trzeba przyznać Watch Dogs 3 – napięcie w masce jest przygotowane wzorowo.

 

Ten raczej realistyczny, nieco dystopijny klimat Watch Dogsów od zawsze mi się podobał. Miejsce prac gry zostało zamontowane w bliskiej przyszłości w Londynie, który ogarnął chaos w skutku ataków terrorystycznych. W niniejsze wrobiona została hakerska grupa DeadSec. Jak jej człowiek musimy oczyścić swoje wymarzone imię – zaś nie będzie to takie proste.

 

 

Londyn bowiem – ze powodów bezpieczeństwa – stoi się zamkniętym miastem, gdzie służby porządkowe mają piękne uprawnienia. Pomogło to wyeliminować siła i terroryzm niemal do niczego. Jak nietrudno się domyślić, rykoszetem wyeliminowano i wszelkie wolności obywatelskie.

 

 

Taki projekt na zabawę (choć dobrze to serię gier) wręcz odwołuje się o jedne cyberpunkowe sznyty czy przerysowaną komiksową stylistykę. WD Legion idzie jednak, na swoje szczęście, jeszcze dalej w okolicę wizualnego oraz koncepcyjnego realizmu. Pierwsze, co z pewnością was uderzy po uruchomieniu samej gry, stanowi toż, jak wiarygodnie przedstawia ona swój świat. Imersja następuje błyskawicznie. Pstryk – oraz obecnie.

 

 

Jestem tu na nauk kilka sposobów realizmu. Po pierwsze – wizualny. Daje nie próbuje szukać własnego artystycznego stylu, co jej odbiega dużo na dobre. Nie stanowi powtarzana jak Saints Row czy Grand Theft Auto. Kto kiedykolwiek odwiedził Londyn w mig zacznie rozpoznawać znajome miejsca. A nie chodzi tu jedynie o rozmieszczenie domów lub coś odpowiedniego rodzaju. Tekstury, kolorystyka, cieniowanie – twórcy Watch Dogs: Legion napisali na fotorealizm. Poza nie wygląda jak kadr wyjęty z filmu akcji odpowiednio pokolorowanego i dopieszczonego. W lasu wizualnie stylizowanych gier Legion urzeka swoim telewizyjnym wręcz stylem.

 

 

Po drugie – koncepcyjny. To historia z wyborze science-fiction, wypełniona gadżetami z perspektywy, absurdalnymi doświadczeniami oraz formami politycznymi, jakie też w naturalnym świecie nie miały znaczenia. Nie zagraża: to działa wideo, i nie symulator życia. Jednak ogólny zarys świata istnieje szczególnie naturalny. Zarówno w kwestii banalnych już dzisiaj problemów – jak obdzieranie obywateli z praw i prywatności – jak oraz fabularnych niuansów, których spoilować wam nie chcę. W wszystkim razie w ról obranego stylu, narracji oraz tworzonego świata Watch Dogs 3 to funkcjonuje na znacznie wysokim, skoro nie najwyższym, poziomie. I dalej, mimo bycia szybko trzecią częścią serii poruszającej tę jedyną problematykę, skłania od czasu do czasu do myśli oraz planowania. https://www.downloaduj.pl/

 

 

 

Graj jako ktokolwiek. Watch Dogs: Legion to doskonała dowolność wyboru. Że.

 

W jakiejś opowieści ważny jest protagonista. Jednak w walce wideo toż on stanowi swym wirtualnym awatarem. Reprezentuje nas w nierzeczywistym świecie. Etapem stanowi to dokładnie określona przez mistrzów gry postać – z swym życiorysem, imieniem czy motywacjami. W obcych zabawach to anonimowy bohater, którego historię gracz sam sobie dopisuje w bezpośredniej myśli. W Watch Dogs: Legion głównego bohatera nie ma. Stanowi nim forma DedSec.

 

 

To oznacza, iż ostatnim razem nie wcielamy się w istotę Aidena Pierce’a czy Marcusa Hollowaya z ostatnich części. Do WD Legion trafił element pseudostrategiczny. Protagonistów rekrutujemy do naszego Legionu. Możemy wykonywać, kim chcemy. Wystarczy komuś pomóc za sprawą produkowanej w sztuce misji, a ten gość z wdzięczności jest gotów podejść do bliskich szeregów. Takie rozwiązanie dobrze się sprawdza w walkach taktycznych bądź RPG – jak X-Com, Gears Tactics czy Wasteland. W przygodowej grze fabularnej, nawet z sandboxowym sznytem, sprawdza się to dużo gorzej.

 

 

Praktyczna losowość w myśli protagonisty sprawia, że nijak nie możemy się przywiązać do osobie na ekranie. Jej automatycznie wygenerowana osobę jest normalna również nieprzekonująca. O jej motywacjach nie dowiadujemy się nic. Ot, drugi model postaci, kolejna skóra oraz zestaw umiejętności. Zestaw wieloboków i tekstur, który jak zginie – więc nic się nie stanie, bo przecież mamy własnych rekrutów.

 

 

 

Toż wtedy nie byłoby faktem, gdyby questy były biorące. Są trudno równie randomowe, co części.

 

Najpoważniejszym problemem – oraz wyglądając na drugie atuty gry, również zmarnowanym potencjałem – Watch Dogs: Legion jest jego sandboxowość. Mam wrażenie, że twórcy pozy nie udźwignęli swoich godności natomiast nie zdołali zmienić swojego niesamowicie złożonego wpływu na maskę w dodatek kompletnego. WD Legion powinien być poszukiwany na sukces. Świetna fabuła, drobiazgowo również najbardziej starannie przygotowany świat, rewelacyjna oprawa (do tego coraz wrócimy) i… nuda. Przynieś, podaj, pozamiataj. Również własne zajęcia z losowego generatora questów.

 

 

Wspomniani wysoko losowi protagoniści nie są poważnym problemem, że sama działa jest wiele do zaoferowania w ról jakiejś głębi – czyli to pod względem scenariusza, albo także samej mechaniki. Rodzajów pracy jest tylko kilka: infiltracja, hakowanie, kradzież informacji. Wszystkie możemy prowadzić na mnóstwo nowych rodzajów za sprawą przeróżnych hakerskich gadżetów. Niektóre nawet możemy dokonać bez pojawieniu się w miejscu akcji – jednak jesteśmy hakerami, możemy przejąć drona i pomóc się infrastrukturą miasta. Również wszelkie są takie same.

 

 

Ktoś mógłby stwierdzić, że także właśnie są bardziej wielkie niż w atrakcyjnym Grand Theft Auto, gdzie w zasadzie dominują strzelaniny a’la cover shooter i pościgi samochodowe. Zgoda – tyle iż w obecnej sztuce wszystkie bądź większość questów są ciekawie oskryptowane. Pełne niespodzianek, niespodziewanych zwrotów akcji, widowiskowych zdarzeń czy humoru. W Watch Dogs 3 dominują schematyczność i nuda. Jest wtórnie i łatwo.

 

 

 

Pomoc w Watch Dogs: Legion odwracają piękne widoczki.

 

Większość momentu w sztuce spędziłem na konsoli Xbox One X, jeszcze kilka krótkich chwil w grupie dedykowanej Xbox Series X. Zostałem uprzedzony, że pracuje w organizacji przeze mnie testowanej ma przedpremierową sylwetkę również wygląda też na ostatnią łatkę. Tworząc wtedy na pomocy, nie czepiam się więc, że często Legion się zawieszał, wyrzucając mnie do interfejsu konsoli. Zakładam – choć zapewnić tego nie mogę – że łatka premierowa usuwa te punkty.

 

 

Nie traktuje zawsze nic do poprawy w sprawy tego, jak daje robi również leczy, nie licząc wspomnianej stabilności. Londyn w WD Legion jest całkowicie niesamowity. Architektura, ulice, pojazdy, drony, przechodnie – to miejscowość jest. Wygląda dobrze. I nie montuje się wyłącznie z siatki głównych tras oraz oteksturowanych prostopadłościanów symbolizujących budynki. Każda malutka alejeczka, każdy zaułek – wszystko to stało wykonane z imponującą pieczołowitością. Nie posiada też faktów z wydajnością: Legion twardo na One X trzyma się swoich 30 kl./s i ani myśli szarpać animacji.

 

 

Na Xbox Series X jest ciągle dużo. Co prawda niezmiennie 30 kl./s nas prześladuje zamiast pożądanych 60, zawsze również tak prześliczne miasto zyskuje dodatkowy wymiar za sprawą dużo lepszego obrazu, wyższej szczegółowości detali i lepszego oświetlania. W szczególności wrażenie robią refleksy na szybach – wielu bardziej realistyczne na nowszej konsoli. Niby szczegół – a jednak deszczowy oraz futurystyczny Londyn wykonany jest błyszczącymi powierzchniami. Ten szczegół również powiązana spośród nim moc pomiędzy konsolami stają się względnie istotnie. Największą nowością w postaci wykonywania na innej konsoli są ale czasy wczytywania: na Xbox One X stanowczo zbyt długie, na Xbox Series X trwające kilkanaście sekund.

 

 

 

Watch Dogs: Legion. Pół gry wzorowe, pół gry nudne. Wychodzi… średniak?

 

Engine gry, jej kształt fabularny, praca artystów, scenografia – wszystko zatem w Watch Dogs 3 istnieje na okresie absolutnie wzorowym. Podobnie zresztą gdy w ostatnich Far Cry i Assassin’s Creed. Ubisoft przybył do perfekcji – również w budowaniu wirtualnych, ciekawych światów, kiedy oraz w udzielaniu im właściwej technologii software’owej, aby gry działały sprawnie także wyglądały również lepiej.

 

 

Choć w Watch Dogs 3 widzę ponad to, co zacząłem dostrzegać w pozostałych wspomnianych przeze mnie seriach Ubisoftu. Assassin’s Creed Odyssey to (też) świetna zabawa, lecz oraz nie brakuje w niej questów najnudniejszego sortu, zaś ona jedna jest w wartości nową mapą dla Origins. Far Cry New Dawn nawet nie zdołałem ukończyć – lubię tę linię, a nowa faza była za długą kalką poprzedniej, aby obecne stanowiło jakkolwiek ciekawe.

 

 

Watch Dogs 3 bronił się tym, czego obawiam się w układzie znacznie dużo przeze mnie lubianej serii Assassin’s Creed. Kotletem odgrzewanym wedle tradycyjnej receptury przy wykorzystaniu najodpowiedniejszych momentów, jakie Ubisoft tworzy w zanadrzu. Taką grą z fabryki gier. Ze znaną technologią również ciężkim budżetem, co pisze świetne pierwsze uczucie oraz wyłącznie przykuwa uwagę. I zmienną w sposobie. Bez ciekawych funkcji i osobie, taką, w jakiej w kółko czynimy te jedyne czynności. To zmarnowany potencjał i groźba większych punktów w wszystkiej ofercie Ubisoftu. Szkoda.

 

 

 

Wymagania sprzętoweWatch Dogs: Legion

 

Minimalne: Intel Core i5-4460 3.2 GHz / AMD Ryzen 5 1400 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 290X lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i7-4790 3.6 GHz / AMD Ryzen 5 1600 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 480 lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 65 GB HDD Windows 10 64-bit

Gry do pobrania - opis FIFA 21: Edycja Legacy

Nastała jesień, a moment na kolejną odsłonę serii FIFA. Jak co roku, ekipa EA Sports poznaje najnowszą wersję swojej popularnej, sportowej serii gier i znowu idealnie pasuje do niej doskonałe powiedzenie Kazimierza Górskiego. Bo seria FIFA, tak kiedy również jedyna piłka nożna, zatem w wydatnym stopniu zawsze ta sama gra. https://www.downloaduj.pl/

 

 

W kształcie łączącej się premiery konsol nowej generacji również niezbyt urodziwej, budzącej spore kontrowersji okładki, do sklepów trafia nowa wersja serii FIFA, tym zgodnie z numerem 21. W rozwoju ostatnich tygodni odsłoniliśmy wam sporo tajemnic związanych z ostatnią produkcją studia EA Sports – jedne z zmianie były trafione, inne zdecydowanie mniej, a kluczowych, z faktu widzenia gracza, różnic po prostu brakowało. Jeżeli planujecie, że w ostatniej odsłonie gry "Elektronicy" zdołali nas czymś zaskoczyć, to nie (albo stety) musimy was rozczarować. Wyraźnie widać, że pod wieloma względami EA Sports postanowiło wziąć graczy na przeczekanie, zapewne do kategorii na konsole PlayStation 5 i Xbox Series X. Bo choć zmian nie brakuje, toż w złotej większości stanowią one mały nacisk na grę.

 

 

 

Tryb fabularny powinien przybyć do kosza

 

A zacznę – dość przewrotnie – z elementu, którego formuła w układzie serii FIFA chyba bezpowrotnie się wyczerpała. Mowa o trybie fabularnym, który po raz drugi przyszedł do realizacji studia EA Sports. I – co tutaj dużo mówić – to stały, sztampowy zapychacz. "Debiut" to typowa relacja z cyklu "od niczego do bohatera" trwająca ledwie 2-3 godziny z wykorzystaniem trybu Volta, w której pojawiają się znane piłkarskie osoby (z Kaką na czele). Natomiast… w sumie to aby było na tyle.

 

 

Nie usłyszcie mnie źle, ale wydawało mi się, że ekipa EA Sports zdążyła już zrozumieć, że tryb fabularny to fakt, który właściwie nie sprawdzi się w tak prostym wydaniu. Mimo to deweloperzy znów rozpoczęliśmy się próby zaoferowania nam fabuły domem z familijnego, amerykańskiego kina klasy "B". Niepotrzebnie, ponieważ na ten tryb po prostu szkoda czasu. Nie odkryjemy tu nic odkrywczego, a oglądanie rozwleczonych przerywników filmowych jest rozrywką wątpliwej jakości.

 

 

 

Rozbudowana poza to strzał w dziesiątkę

 

Sporo zmian pojawiło się za toż w systemie pracy – tutaj znakomitą część z nich wolno napisać na plus, choć trudno te stwierdzić, iż są to nowatorskie pomysły. EA Sports zdecydowało się bo na powrót do rozwiązań znanych chociażby z odsłon sprzed kilkunastu lat, jednak trzeba przyznać, że przeniosło je na plac FIFA 21: Edycja Legacy nad wyraz sprawnie. Mowa tu często o rozszerzonej symulacji spotkań, w trakcie jakiej potrafimy szybko wskoczyć do konkursie w jakimkolwiek momencie i równie szybko wrócić do animacji obrazującej przebieg spotkania. Nie wada oraz możliwości zmiany strategie w trakcie symulacji, a całość przypomina dość mocno styl graficzny widziany w serii Football Manager. Najistotniejsze jest lecz to, że całe narzędzie działa naprawdę dobrze oraz bez żadnych problemów.

 

 

Ekipa EA Sports wprowadziła także szereg zmian uzyskujących się do treningu, choć tak właściwie dobrą, którą warto się zainteresować istnieje perspektywę zmiany pozycji młodych zawodników czy te określanie kierunku ich wzrostu. Ustawienia odnośnie reżimu treningowego pewność o pozostawić pod kontrolą wirtualnego asystenta. Nie twórz zapomnieć również o kolejnych drogach transferowych, jak choćby możliwość wypożyczenia zawodnika z klauzulą pierwokupu, a z takich rozwiązań menedżerowie innych drużyn posiadają bardzo, bardzo rzadko.

 

 

 

Volta bez większych zmian

 

Cieszy te fakt, że inwestorzy nie rezygnują z wzrostu ulicznych meczów Volta. O ile tryb fabularny bez wątpienia można sobie śmiało odpuścić, tak zabawa na drogach miast i w halach nadal daje dużo frajdy. Usprawniono przede każdym element dryblingu za pomocą narzędzia o firmie Agile Dribbling, co w futsalowych czy ulicznych popisach jest kwestią absolutnie kluczową. Teraz wykonywanie efektownych trików jest kilka prostsze, ale wykonanie skomplikowanej kombinacji nadal wymaga z nas mienia różnorodnych konfiguracji przycisków. Ułatwiono także zagrania piłki pomiędzy nogami – to bardzo często stosowany zwód, który zapewnia dużą siłę na boisku, głównie w kontekście zabaw z mniejszą liczbą zawodników.

 

 

Poza tymi nowościami próżno szukać tu większych zmian. Owszem, ekipa EA Sports dołożyła nam kilka innych aren i ulepszyła reakcje widowni na boiskowe wydarzenia, lecz wtedy po prostu ewolucja rozwiązań sprzed roku. Trzeba jednak przyznać, że na wesele nic nie udało się sknocić.

 

 

 

To zawsze mocno zręcznościowa gra

 

O ile w testowych wersjach FIFA 21: Edycja Legacy zwracałem opinię na fakt, że tempo zabawy uległo zauważalnemu zmniejszeniu, tak finalna wersja gry pokazuje, że mamy do postępowania z urzędem o mocno zręcznościowym charakterze. Toż z samej strony dobrze, oraz z tamtej części taktyczna głębia w FIFA to działanie, jakiego w moc przypadkach że trudno się doszukiwać.

 

 

Przede każdym sprawia fakt, że twórcy wreszcie zabrali się za problem nadmiernie otwieranych przerw w bocznych sektorach boiska. Niczym niezakłócone rajdy po skrzydłach obecne był znak rozpoznawczy tej serii natomiast na wesele ten proceder został zauważalnie ograniczony. Boczni obrońcy znacznie łatwo działają na bliskie sprinterskie popisy, często podwajając krycie oraz wymagając nas do zwalniania tempa pracy albo i wycofania futbolówki do środkowego sektora boiska. Mnie osobiście szczególnie to sprawia – nie da się ukryć, że po części ogranicza to wiązanie bardzo znanego schematu rozgrywania akcji. Oczywiście nadal ogromnym atutem jest posiadanie dużych, dynamicznych skrzydłowych, chociaż tym zupełnie coś w różnym kontekście.

 

 

 

Podania prostopadłe zbyt często otwierają ulicę do bramki

 

Deweloperzy chwalą się bowiem, że dzięki ulepszonej sztucznej inteligencji komputera, piłkarze lepiej wydają się w defensywie i trzymają naszych graczy na spalonym. W aktualnym zobaczeniu istnieje przecież dopiero połowa prawdy – faktycznie, ofsajdów jest właściwie znacznie w zestawieniu do ostatnich odsłon, ale za to bardzo wzrosła skuteczność prostopadłych podań. Raz po raz istniejemy w bycie występować na zdrową pozycję po wpuszczeniu naszego reprezentanta w uliczkę, często możemy i zagrać podanie górą, dzięki czemu szybko mijamy nawet dwie formacje oraz rozwijamy szybkiemu napastnikowi podróż do bramy.

 

>

 

Nadzwyczajna skuteczność tych zagrań to wysoka bolączka, bowiem znacznie wzrosła częstotliwość pojawiania się wysokich wyników. W trakcie testów często pojawiały się takie rezultaty, jak 4:4, 5:3, czy 6:1, a bezbramkowe remisy albo i spotkania "do samej bramki" to działanie, które zauważałem bardzo rzadziej. To jeszcze efekt wysokiej skuteczności napastników drużyn drugich w pojedynkach sam na jeden z bramkarzem.

 

 

Uwagę zwraca i znacznie ulepszony system wykonywania wślizgów – to pozycja poprawionej detekcji kolizji pomiędzy zawodnikami, dzięki czemu rywale, których powstrzymujemy takim zagraniem, w tryb realistyczny upadają bądź przeskakują nad obrońcami. Znacznie zwiększono też realizm tzw. rykoszetów... jednak czasem futbolówka odkłada się od zawodników w szkoła iście niedorzeczny. Na powodzenie są to wyjątkowe zagrania, podobnie zresztą jak oraz nieco zaskakujące próby zagrywania piłki przewrotką w środku pola.

 

 

 

Główki zostały utrudnione – i odpowiednio

 

Na może warto zauważyć oraz możliwość sterowania zawodnikiem aktualnie będącym bez piłki – to niecodzienne rozwiązanie, które dodaje głębi rozgrywce, a również sprawia, że przy wielkiej dynamice zabawy czasami trudno połapać się w danych tworzenia danej czynności. Spośród tego narzędzia korzystamy wiec raczej również oraz wtedy wyjątkowo w tekście rozgrywania ataków pozycyjnych.

 

 

Ciężej natomiast zdobyć gola uderzeniem z głowy a stanowi wówczas zmiana jak głównie na atut. W poprzedniej odsłonie system wykonywania strzałów w niniejszy rób był aż nadto skuteczny, co nie nie znajdowało się z aprobatą graczy. Teraz, dzięki wprowadzeniu zagrań głową, nad którymi pełniejszą kontrolę, zdobycie takiego gola wymaga niezwykle większej precyzji.

 

 

Niewielkie zmiany pojawiły się więcej w kontekście trybu FIFA Ultimate Team – mamy nadzieję skorzystania z sposobu kooperacji, nie brak i nowych wydarzeń oferujących dodatkowe godziny zabawy. Warto też zwrócić opinię na drogi moduł budowania swego stadionu, natomiast stanowi ostatnie zabawa na długie tygodnie, skoro nie na miesiące gry. A jednak tak o to idzie deweloperom – aby utrzymać graczy przy FUT jak najdłużej. Oraz wtedy, jak zawsze, powinno się udać.

 

 

 

FIFA wciąż potrafi zrobić wrażenie pod kątem graficznym

 

Graficznie FIFA 21 tradycyjnie trzyma poziom. Tym jednocześnie dużo uwagi poświęcono głównie otoczce meczowej, wynikiem czego jest szereg nowych, animowanych przerywników ukazujących obraz z trybun, przywitanie z zawodnikami drużyny przeciwnej lub też prezentujących dynamiczne najazdy kamery. Wszystko to oczekuje niezwykle efektownie, i w zintegrowaniu z oficjalnymi grafikami największych lig na świecie (z Ligą Mistrzów na czele) faktycznie możemy poczuć się, jak podczas transmisji telewizyjnej. Tymże wyjątkowo, iż odniosłem wrażenie, że duet Szpakowski-Laskowski dołączył do najnowszej wersje serii FIFA wielu nowych kwestii odnoszących się do najłatwiejszych zawodników, topowych klubów albo te (wreszcie!) polskiej Ekstraklasy. Wtedy na pewno cieszy.

 

 

Oraz taka jest absolutnie cała FIFA – rozgrywka w wirtualną piłkę od EA Sports cały okres cieszy, jednak gdyby nie dzielą się dla Was zaktualizowane sklepy i system prace, to zdecydowanie możecie zostać przy poprzedniej edycji. To zawsze dobra zabawa, ale bieżący rok bez znaczniejszych zmian bez wątpienia mocno zastanawia. Żyć chyba powodem do wyższej rewolucji będzie debiut konsol nowej generacji, a obecne na razie tylko oczekiwania. Oczekiwania, które niekoniecznie muszą się spełnić.

 

 

FIFA 21: Edycja Legacy debiutuje na PC, PlayStation 4, Xbox One zaś Nintendo Switch już 9 października. Z zmiany od 6 października dostęp do gry uzyskują posiadacze Edycji Mistrzowskiej.

 

 

 

Wymagania sprzętowe FIFA 21

 

Minimalne: Intel Core i3-6100 3.7 GHz / AMD Athlon X4 880K 4.0 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 660 / Radeon HD 7850 lub lepsza 50 GB HDD Windows 7/8.1/10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i5-3550 3.4 GHz / AMD FX-8150 3.6 GHz 8 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 670 / Radeon R9 270X lub lepsza 50 GB HDD Windows 10 64-bit